Życie jest piękne!

Kiedy w ubiegłym roku żegnaliśmy dyrekcję gimnazjum, nie myślałam, że za okrągły rok i ja będę się żegnać z moją starą szkołą. Wygasające gimnazjum zostało wchłonięte przez sąsiadującą z nami szkołę podstawową. Z dwóch niezależnych, można powiedzieć kameralnych szkół powstał wielki moloch składający się z ponad czterdziestu oddziałów. Podstawówka ze swoimi, wygaszane gimnazjum ze swoimi, a cała szkoła z nadrzędnymi zasadami. Chaos, poszukiwanie rozwiązań, wiele pytań bez odpowiedzi. 

Dyrektorem powiększonej szkoły automatycznie została dotychczasowa dyrektor szkoły podstawowej. Lekcje odbywają się w dwóch budynkach, nauczyciele przechodzą na przerwach z budynku A do B i z powrotem. Ci, którzy akurat nie przechodzą, stoją niemalże ciągle  na dyżurach. Przerw i miejsc do pilnowania tyle samo, ale nauczycieli w związku z tym przechodzeniem zostało mniej, więc przybyło nam dyżurów. Oprócz kłopotów logistycznych doszło jeszcze parę innych uciążliwości, o których nie chcę tu wspominać. Niby nie było mi bardzo źle, ale czasem czułam się jak na wojnie. Niby wszystko pięknie, wszyscy się starali, tylko prawie się udusiłam w sztucznie wykreowanym perfekcyjnym świecie zgodnym z literą prawa i wszelkimi istniejącymi i nieistniejącymi procedurami.

Dużo mogłabym napisać o tym, jak drastycznie pogorszyła się jakość mojego życia w tym roku, ale po co? Taki skutek uboczny reformy oświaty. Zdaję sobie sprawę, że mało kogo to obchodzi. Wszyscy mają ciężko.

Zresztą szkoła nie jest dla nauczycieli, tylko dla uczniów. A oni na tych zmianach cierpią najbardziej. Ciągle zmieniają im się nauczyciele i wychowawcy. Zmieniają się warunki, zasady. Spokój wymaga odrobiny stabilizacji, a tej w polskiej szkole teraz brakuje. Gimnazjaliści są niezadowoleni z tego, że z powrotem są traktowani jak dzieci ze szkoły podstawowej.  Czują się lekceważeni, buntują się, bo są przecież w takim wieku, że wręcz domagają się szacunku i uwagi.  Uczniowie szkoły podstawowej nie mają szansy na nowy start w gimnazjum. Obowiązków i nauki w siódmej klasie przybyło znacznie. Nauczyciele starają się załagodzić sytuację i dać z siebie wszystko, rodzice muszą więcej pracować z dziećmi w domu. Nie wygląda to tak pięknie jak w przemówieniach pani minister czy w wyobrażeniach ludzi, którzy sami kończyli ośmioklasową podstawówkę i z sentymentem wspominają stare czasy. Czasy się zmieniły i stare rozwiązania się nie sprawdzają. Szkoła potrzebowała reformy ale nie rewolucji, zwłaszcza takiej która polega na cofnięciu się w czasie o osiemnaście lat.

Ciągle słyszałam, że to niczyja wina, ale wiem, że nikt z nas nauczycieli czy rodziców nie jest bez winy. Nie przeciwstawiliśmy się skutecznie tym nieuzasadnionym i kosztownym nie tylko ze względów finansowych zmianom. I mamy, jak mamy. Jak zwykle każdy sam musi zadbać o swoje szczęście.

Tak się złożyło, że dostałam tak zwaną propozycję nie do odrzucenia. Mimo to długo myślałam, zastanawiałam się, wahałam. Nie ukrywam, że przez 17 lat zdążyłam się przywiązać do mojej szkoły, wyrobić własną „markę”. W końcu postanowiłam zmienić coś w tym poukładanym życiu i od września zaczynam pracę w nowej szkole, gdzie dyrektorem jest moja była szefowa. Cieszę się, bo jej propozycja świadczy o tym, że naprawdę docenia mnie jako nauczycielkę, że ma do mnie zaufanie. Działa tu oczywiście zasada wzajemności. Cieszę się tym bardziej, że przechodzimy z częścią świetnej, sprawdzonej przez lata ekipy. Znowu zaczynam wierzyć, że życie jest piękne i że coś ode mnie zależy. Odzyskana wolność smakuje jak nektar i ambrozja. Wrócił entuzjazm i chęci do pracy. Warunki lokalowe będą gorsze niż w dotychczasowej, nowej szkole. Ale ani budynek, ani odległość nie są tak ważne jak przyjacielskie relacje, zaufanie, nieudawana życzliwość osób, z którymi spędza się tak dużo czasu w pracy.

Oczywiście będzie mi brakowało mojej klasy, do której się przywiązałam, gimnazjalistów, paru nauczycieli, których cenię, lubię,  a teraz muszę pożegnać. Oczywiście nie wiem, jakie wyzwania mnie czekają. Jestem jednak pełna nadziei, że będzie bardzo dobrze. I cieszę się na nowe doświadczenia.

Teraz są wakacje, naprawdę zasłużony odpoczynek po tym ciężkim roku. Już dawno nie czułam takiego przypływu sił i radości. Jak jakiś feniks prawie! I musi tak być, bo jak przygaszony, zestresowany nauczyciel ma z entuzjazmem pracować z młodymi, pełnymi energii i wiary ludźmi?

2 myśli w temacie “Życie jest piękne!”

  1. Nie wiem, jak to się stało, że dopiero dziś trafiłam na Pani bloga. Kiedy przeczytałam ten post, zaczęłam się zastanawiać nad tym, jak identyczne są nasze doświadczenia. Opisała je Pani ze szczegółami. Bieganie ze szkoły do szkoły w czasie przerwy, niekończące się dyżury, nawet współpraca ze „starą”, dobrą dyrekcją. Zmęczenie, poczucie, że moi uczniowie i ja jesteśmy marionetkami. Potem przyszła euforia i poszukiwanie nowego z „czwartakami” a później poczucie beznadziei. Wracam po urlopie ze „świeżą” głową. Szukam pomysłów, nowych rozwiązań. Jest Pani „moim odkryciem”, nie nie towarzyskim :).

Leave a Reply