Czasem ciężko jest być wychowawcą. Tematy i problemy mnożą się w nieskończoność, a każdy musi mieć jakieś w miarę mądre rozwiązanie. Ktoś z twojej klasy wychowawczej dymi w szatni i przewraca metalowe szafki – musisz znaleźć winowajcę i na jego przykładzie pokazać, że tak robić nie należy. Zbliżają się święta – zorganizuj ozdoby, ciasteczka i ciasto na kiermasz. Zbliża się tydzień dobrych relacji – przypilnuj, żeby twoja klasa wykonała X zadań. Realizujesz projekt „Dziecko z pasją” – nie zapomnij wysłać relacji z zajęć. Aktualnie mam z dziesięć większych i mniejszych projektów w trakcie realizacji. Niekoniecznie jestem w stanie ogarnąć je wszystkie w zadowalającym stopniu. Nic bowiem nie idzie gładko, a raz ustalone zasady… Nie ma czegoś takiego, jak raz ustalone zasady, których wszyscy się trzymają. W dodatku kilka razy w tygodniu wypływa jakiś mały temacik w stylu: „Proszę pani… nikt z klasy nie chce wysłać lekcji, jeśli ktoś jest chory”…
2 miesiące później…
Zostawiłam ten wpis w plikach roboczych, bo strasznie mi się wydał negatywny. A teraz są ferie, do których szczęśliwie dobrnęliśmy i tamte problemy już nie istnieją. Pominę milczeniem, ile różnych tematów wychowawczych do załatwienia wypłynęło w międzyczasie. Szukając rozwiązań, staram się myśleć o efekcie kobry. A właściwie o tym, jak go uniknąć.
Co to jest efekt kobry? Pojęcie to ma związek z angielskimi koloniami w Indiach. Kiedy bowiem Anglicy chcieli pozbyć się uciążliwych i niebezpiecznych węży, ogłosili, że będą płacić za każdą przyniesioną, martwą kobrę. W niedługim czasie węży znacząco ubyło. Wtedy żądni zarobku Hindusi w tajemnicy zaczęli rozmnażać i hodować kobry, by potem inkasować pieniądze za zabite węże. Kiedy prawda o procederze wyszła na jaw, Anglicy przestali płacić. Początkowy kłopot z kobrami zmienił się w gigantyczny problem, bo w efekcie niebezpiecznych węży pochodzących teraz z hodowli po prostu przybyło.
Kiedy moi uczniowie zgłosili, że nikt z klasy nie chce altruistycznie wysyłać lekcji osobom, których nie było w szkole, ogłosiłam, że za pomoc koleżeńską będę wpisywała punkty dodatnie. Nie było to z mojej strony przemyślane. Przyznaję. Efekt kobry nie dał na siebie długo czekać. Na najbliższej lekcji wychowawczej musiałam zgodnie z umową wpisać punkty. Była to, jak się domyślacie, rekordowa ilość. Okazało się, że teraz na jedną prośbę o przesłanie lekcji pojawiło się kilkanaście odpowiedzi. Wszyscy ochoczo zaczęli pomagać. Za obiecane punkty oczywiście. Kobry zaczęły się mnożyć. Po 2 tygodniach takiego procederu, musiałam zlikwidować umowę, bo stała się źródłem nadużyć i nieetycznego postępowania uczniów. No ale nauczyłam się, że nad każdą zmianą i próbą rozwiązania jakiegokolwiek problemu muszę jako wychowawca pomyśleć trochę dłużej niż 3 minuty… Zabieram tę naukę ze sobą w dalszą drogę do krainy edukacji i wychowania;)