Illo tempore – ów czas

Przed nami wigilia Bożego Narodzenia. Czas przygotowań, spotkań rodzinnych, świętowania. 

Święto – czym jest w ogóle? I po co nam ta wyrwa w czasach zwyczajnych? Czas codzienny, jednostajny wyczerpuje nas bezbrzeżnie. Może zmęczona natura i zmęczony człowiek musi czegoś doznać? Czegoś szczególnego? Te pytania przemawiają mocno do mojej wyobraźni, szczególnie  że jestem w trakcie lektury „Chłopów” Reymonta, gdzie pierwotne czucie, wiara bohaterów odgrywa w ich życiu ogromną rolę. 

Czas świąteczny to paroksyzm żywotności. Jest wyjściem poza rutynę, poza trud, pracę. Marząc o odzyskaniu żywotności, o odrodzeniu sił, sięgamy do początku. Ten początek to illo tempore (ów czas). Ma on szczególne cechy. Oto czas nadmiaru i obfitości. Nie trzeba pracować. Wszystko jest dostępne ponad miarę. Jedzenie, picie i inne przyjemności. Równocześnie w tym rajskim czasie nic jeszcze nie jest gotowe. Dzieją się rozmaite historie. Pięknie opisuje to kolęda stworzona przez Franciszka Karpińskiego „Bóg się rodzi”:

Bóg się rodzi, moc truchleje

Pan niebiosów obnażony!

Ogień krzepnie, blask ciemnieje

Ma granice Nieskończony

Wzgardzony, okryty chwałą

Śmiertelny Król nad wiekami!

Czas paradoksalny. Czas pierwotnej niegotowości. Jednoczesna obfitość i pierwotny chaos. W święta ten pierwotny czas  – illo tempore – powraca. Otwiera się wielki przestwór. Najstarsze mity i fantastyczne opowieści mówią, że zostaje zniesiona granica między tym, a tamtym światem.

Czytaj dalej Illo tempore – ów czas