Zdalnie, czyli dobrze czy fatalnie?

Właśnie minął piaty tydzień nauki zdalnej. Ile jeszcze przed nami? Nie wiadomo. W mojej szkole wszystkie lekcje odbywają się on-line na platformie Teams według normalnego planu lekcji. Różnica polega na tym, że lekcja on-line trwa 30, a nie 45 minut. Frekwencja bardzo dobra. Zwykle wszyscy uczniowie są obecni. Zdarzają się nieobecności z różnych przyczyn, tak jak zdarzały się podczas stacjonarnego nauczania. Mam wrażenie, że mniej jest teraz narzekania na zdalną edukację niż wiosną, kiedy wszyscy musieliśmy przywyknąć i oswoić nową rzeczywistość. 

Osobiście obserwuję ogromną różnicę pomiędzy moją pierwszą lekcją on-line i na przykład dzisiejszymi lekcjami. Pierwsza wiosenna lekcja polegała na tym, że włączyłam kamerkę i trochę spłoszona oraz zawstydzona przez 45 minut gadałam do ósmoklasistów o „Dziadach” Mickiewicza. Oni mieli oczywiście wyłączone kamerki i wyciszone mikrofony. Dramat. Dzisiaj natomiast szóstoklasiści podzieleni na grupy pracowali na prywatnych kanałach, podczas gdy ja te grupy odwiedzałam, pomagałam, kontrolowałam i się niepomiernie radowałam, że im tak dobrze idzie. Wywoływałam też ich pojedynczo na kanał ogólny, gdzie przed kamerką, ale z zamkniętymi oczami, recytowali fraszkę „Na zdrowie”. Oczy zamknięte, żeby ich nie kusiło  oczywiście. Praca w grupach odbyła się również dzisiaj bardzo sprawnie w klasie czwartej. Fantastycznie. Nie ze wszystkim naturalnie. Cały czas fantastycznie być nie może i nie jest, ale nie jest też źle.

Zalety nauczania zdalnego

Tu zdecydowanie postawiłabym na rozwijanie kompetencji informacyjnych. Zarówno u dzieci, jak i u nauczycieli. Sytuacja zmusza do poznawania nowych narzędzi internetowych, tworzenia prezentacji, dzielenia się zasobami. Muszę tu dodać, że mam jako nauczycielka i wychowawczyni klasy dużego farta, ponieważ moja szkoła korzysta z mobiDziennika. Jak wyglądałby przepływ informacji pomiędzy mną, rodzicami, uczniami, innymi nauczycielami bez tego serwisu? Nie mam pojęcia. Nie chcę sobie tego nawet wyobrażać. Udogodnienia, które wprowadził mobiDziennik, takie jak na przykład rozbudowany panel zadań domowych czy foldery do segregowania wiadomości, również są nieocenioną pomocą w czasie edukacji zdalnej. Przyznaję, że korzystam chyba ze wszystkich funkcjonalności serwisu bez konieczności żmudnego studiowania, jak to robić, ponieważ mobi jest bardzo intuicyjny.

Druga sprawa to oszczędność czasu. Chociaż to akurat może być pozorne, bo mimo że nie tracę czasu na dojazdy i nie stoję na dyżurach, to jednak często do wieczora siedzę w komputerze i szykuję materiały na lekcje, coś poprawiam, komuś odpisuję. Ale za to na okienku mogę zrobić obiad:)

Trzecia rzecz to wzrastające wśród dzieci poczucie, że są również odpowiedzialne za swoją edukację. Nie tylko ich nauczyciele i rodzice. 

Wady nauczania zdalnego

Wiadomo, że nie wszystko jest dobre dla każdego. Niektórzy uczniowie nie mają możliwości sprzętowych, ani umiejętności sprawnego korzystania z rozwiązań technologicznych. Nie dziwię się, bo nowinek jest dużo, nauczyciele mają różne koncepcje i wymagania, a dziecku nieraz trudno za tym wszystkim nadążyć. Myślę jednak, że nauczyciele w większości są wyrozumiali i pomagają, jak się da. My w końcu też nie jesteśmy bezbłędni i jak roboty zawsze na tip-top. 

Inną wadą jest otwarte pole do kombinowania i unikania systematycznej nauki jak długo się da. To oczywiście ma miejsce w normalnych warunkach również, ale na mniejszą skalę. Jest więc grupa uczniów-duchów, którzy logują się na lekcję i co dalej się z nimi dzieje, nie wiadomo. Kamerki wyłączone, mikrofony wyciszone. Odzywają się stale te same osoby. Dziecko wywołane randomowo nagle traci internet albo sprzęt się psuje. Dość częstą praktyką jest zaklejanie kamerki taśmą. Niby jest, ale działa źle. Tak bywa. Nie widzę na to dobrej rady. 

Sztuka uniku również osiąga wysokie loty. Im uczeń starszy, tym wyższe.

Wadą nauki zdalnej jest również ilość czasu spędzanego dzień w dzień przed komputerem. Nie wiadomo, w jakim stopniu odbije się to na naszym zdrowiu.

Jak czerpać korzyści ze zdalnego nauczania?

Według mnie jest to możliwe pod warunkiem własnej aktywności. Nauczyciel musi się starać, żeby lekcje nie były ciągle takie same, bo to jest bezpieczne, ale nie do zniesienia nudne. Musimy też jako nauczyciele być wyrozumiali i zakładać mimo wszystko dobre intencje uczniów. Choćby to było naiwne założenie. Bo lepsza jest głupia naiwność wzięta na nauczycielską klatę niż złośliwa niesprawiedliwość czy frustracja wylana na uczniów. 

Z kolei uczeń także musi być aktywny, też musi się po prostu starać. Podejmować trud nauki nowych rzeczy poprzez nowe narzędzia. Siedząc z wyłączonym mikrofonem i kamerką, może i ma się względny spokój, ale też zero przyjemności z drobnych sukcesów. 

I jeszcze jedno na koniec. Nie zawsze jest tak, że się chce i ma się niewyczerpane pokłady energii. Czasem lekcja on-line jest świetna i dodaje skrzydeł, czasem jest taka sobie, przeciętna, czasem naprawdę kiepska. Takie jest życie. Ale trzeba się starać, tworzyć i łapać dobre momenty w tym życiu:) Dzisiaj je na przykład jeszcze będę tworzyć, by jutro na lekcjach łapać! Ha!:)

3 myśli w temacie “Zdalnie, czyli dobrze czy fatalnie?”

Leave a Reply