Ludzie listy piszą…

Od kilku dni chodzę z tym tematem i nie mogę pozbyć się z głowy dawnego przeboju Skaldów „Medytacje wiejskiego listonosza”, który na zmianę z „Listem do ludożerców” Różewicza rozszarpuje na kawałki mój zmienno-płynny spokój. Temat jest trudny, bo banalny, a chcę się przed banałem bronić przecież. Może się trochę uda. „Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie…” Podpinam się, jedziemy:)

Tradycyjny list ustępuje miejsca listowi elektronicznemu. Tak jak pióro wieczne ustąpiło długopisowi, a ten daje pole klawiaturze komputera. Jednak nie jest to jeszcze forma tak stara, by ją zamknąć w muzeum za szybką i przepędzać obok znudzone wycieczki szkolne. Różne są odmiany listów: prywatny, oficjalny, otwarty, motywacyjny. Ich style różnią się nieco, bo wymaga tego sytuacja komunikacyjna. Jednak treść listu zawsze płynie w jednym kierunku, od nadawcy do adresata. To rodzaj monologu, na który można oczywiście odpowiedzieć, ale już w osobnym liście. A pomiędzy jednym listem, a drugim istnieje cudowne napięcie, oczekiwanie, niepokój i wiele innych emocji. Wyobraźnia budowana na literaturze i filmach podpowiada mi sceny przedstawiające drżące ręce zakochanej dziewczyny otwierającej kopertę albo zdecydowane cięcie specjalnego noża do rozcinania listów w twardej dłoni wysoko postawionego wojskowego. A potem czytanie, oczy otwarte szeroko, uśmiech błąkający się na twarzy, pogłębiająca się lwia zmarszczka, która wskazuje na skupienie, łza wzruszenia, grymas złości. 

Z technicznego punktu widzenia elementy listu to: miejscowość i data w lewym górnym rogu, nagłówek będący zwrotem do adresata oraz podpis nadawcy na dole. Wszystkie rzeczowniki czy zaimki odnoszące się do odbiorcy listu powinny być napisane dużą literą. Sama kompozycja listu to już sprawa indywidualna, choć oczywiście wskazany jest jakiś wstęp, główna treść i zakończenie. Osobiście uważam, że warto uciekać od banału w stylu „Na wstępie mojego listu chciałbym…”, bo choć nie jest to błąd, to jednak taki zabieg wciska nasze słowa w ramki frazesu. Takie ramki możemy oczywiście wykorzystać, jeśli chcemy być bardziej oficjalni, a mniej czuli, mniej bliscy, mniej ludzcy. 

Jest coś romantycznego w pisaniu listów. Prywatne listy znanych postaci czyta się obecnie jak literaturę. Przykładem mogą być listy króla Sobieskiego do Marysieńki:

Żoneczko moja najśliczniejsza, największa duszy i serca mego pociecho!

Tak mi się twoja śliczność, moja złota panno, wbiła w głowę, że zawrzeć oczu całej nie mogłem nocy. P. Bóg widzi, że sam nie wiem, jeśli tę absencje znieść będzie można; bo ażem sobie uprosił M. Koniecpolski, że ze mną całą przegadał noc tę przeszłą. Dziś ani o jedzeniu, ani o spaniu i pomyśleć niepodobna. Owo widzę, że mię twoje wdzięczne tak oczarowały oczy, że bez nich i momentu wytrwać będzie niepodobna…

Cudownie się czyta listy Szymborskiej i Kornela Filipowicza:

[1 lub 2 08 1968] po telefonie we środę

Kochany Kornelu! Tak wygląda mój pokój 119. Jedne drzwi prowadzą do łazienki, a drugie wprost na Krupówki. Kocham Cię, ale się tym nie przejmuj ani nie licz się z tym specjalnie. Najwyżej bierz to pod uwagę podczas spotkań z Katzówną. Tutaj przebywa bardzo dużo koleżanek Gieni, a nawet kilka jej sióstr bliźniaczek. W ich towarzystwie czuję się pozbawiona żywotności i sensu. Bo sens jest ich.

Napisz mi, co robisz, albo jeśli wolisz, pisz sucho i rzadko. I zdystansuj się ode mnie (czy to po polsku?).

Nie wiem, co się dzieje na świecie, ale podejrzewam, że źle?

Całuję cię z zachowaniem zasad higieny ? W.

Z zachwytem się czyta „Listy na wyczerpanym papierze” Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory:

…mam już sporo Twoich słów! Może jeszcze coś napiszesz? Pytam nieśmiało, bo onieśmielasz mnie. Chyba niedługo wrócisz i będzie można do Ciebie zadzwonić? Jeżeli przytkniesz słuchawkę do prawego ucha, to dobrze, bo ono jest mi życzliwe, wiem o tym. […] To moje ulubione Ucho. Mówię w Nie teraz: dobranoc Agnieszko! (24 II 1964 r.)

List to również forma literacka. Wspomnieć tu można choćby o listach do Pana Boga pisanych przez  Oskara, bohatera książki E.E. Schmitta „Oskar i pani Róża” czy „Listy starego diabła do młodego”  C.S.Lewisa, czy słynny list św. Pawła do Koryntian znany jako Hymn o miłości. 

Wydaje się, że sztuka epistolografii obecna w literaturze omija już zwykłych zjadaczy chleba i mało nas dotyczy. Kiedy, mój drogi czytelniku, otrzymałeś taki prawdziwy list? Taki w kopercie ze znaczkiem? No właśnie. Nie mam już w domu ani jednej papeterii, a kiedyś miałam kilka różnych. Nawet taką pachnącą…

Gdy jako nastolatka jeździłam na kolonie, pisałam stamtąd listy do domu czy do koleżanek. I dostawałam również. Pamiętam, że rozdawano je na stołówce po obiedzie. Pewnego dnia, wywołano moje nazwisko kilka razy. Dostałam siedem listów! Pamiętam, jaka się czułąm z tego powodu wyróżniona. Piękne uczucie! Niezapomniane.

Postęp dużo nam daje, lecz przy okazji także trochę zabiera. Chyba że się na to nie godzimy i czasem zrobimy coś głupiego i postępowi wbrew? Poczta wciąż funkcjonuje. Wciąż można kupić papeterię, nawet taką pachnącą… i skreślić własną ręką ciepły, piękny list do bliskiej osoby. To może być nawet niezły pomysł na prezent! Święta tuż-tuż!

Leave a Reply