Wyobraź sobie… Lofoty

Wyobraź sobie, że nasza planeta ma w środku jądro. Wielkie, metalowe, kręcące się i to sprawia, że zachowuje się jak magnes. Normalnie wcale tego nie widać i nie czuć. Niemniej bez tego życie na Ziemi nie byłoby możliwe, co można zobaczyć na przykład w filmie katastroficznym „Jądro Ziemi”. W podręcznikach do geografii zamieszczone są schematy rozchodzących się od południowego i północnego bieguna fal magnetycznych. Być może kojarzysz te promieniste linie.

A teraz wyobraź sobie słońce. Ta olbrzymia gwiazda to nieustannie wybuchająca bomba wodorowa. Burze słoneczne wyrzucają w przestrzeń kosmiczną cząsteczki, które są przyciągane potem przez inne ciała niebieskie na przykład przez Ziemię. Wiatr słoneczny dociera do naszej planety i można go zaobserwować blisko biegunów w postaci zorzy.

Nauka jest niesamowita i świat jest cudowny. A kiedy ma się trochę szczęścia, pogoda jest sprzyjająca, a człowiek znajduje się w odpowiednim miejscu i spojrzy w niebo, to można zobaczyć to:

Aurora borealis (zorza polarna)

Zdjęcia zrobione są telefonem w Norwegii w drodze z Tromsø na Lofoty.

Widokiem tej przepięknej Aurory czyli zorzy przywitała nas Norwegia. Potem się okazało, że mieliśmy szczęście, bo zachmurzenie i mniejsza aktywność na słońcu uniemożliwiły oglądanie zorzy ponownie.

A teraz wyobraź sobie, jak wygląda koniec świata. To wcale nie jest taki przygnębiający widok:) W każdym razie na tym końcu, na którym byłam, znajduje się miejscowość o zaskakującej nazwie „A”.

Akurat ten koniec świata jest przepiękny, a klimat jak na Arktykę łagodny ze względu na opływający to miejsce ciepły prąd oceaniczny Golfsztrom.

Dość popularnym miejscem do zamieszkania na kilka dni jest na Lofotach domek rybacki tzw. Rorbuer. Domki położone są na wybrzeżu, dosłownie przy morzu. Są minimalistyczne i bardzo klimatyczne.

Lofoty to raj dla miłośników ambitnych, stromych trekingów i pięknych widoków. Dużo tu zależy od kondycji i wytrzymałości.

W ciągu czterech dni udało się nam zrobić naprawdę dużo fajnych, kultowych tras. Pierwszego dnia wyszliśmy na Vestvagtinden (3.49 km, 575 m w pionie)
Bardzo strome wyjście (40% przez 1,3km) i piękne widoki na Hennigswaer. Czas 2-3h. Schodziliśmy prawie godzinę po zachodzie.

Drugiego dnia była piękna pogoda i z Ryten (10.08 km 744 m w pionie) wróciliśmy też po ciemku. Wyszła nam więc całodzienna wycieczka z przejściem przez przepiękną plażę Kvalvika. Trasę pokonuje się częściowo przez mokradła. Nazwałam tę górę Gąbką, bo podłoże, po którym szliśmy, przypominało pełną wody, miękką gąbkę właśnie. Czasem przejście byłoby niemożliwe, gdyby nie drewniane podesty i ławki.

Trzeciego dnia wyrobiliśmy się  przed deszczem. Wyszliśmy na Reinebringen, (5.10 km i 582 m w pionie). To kultowe wejście po schodach (40% przez 1km) na górę nad miasteczkiem Reine. Kamienne schody wybudowali nepalscy szerpowie. Nie wiem, jak tego dokonali. No… robią wrażenie.

Czwartego dnia musieliśmy wstać o 6 rano, żeby wyjść w góry i wyrobić się na lotnisko. Zdobyliśmy Mannen (4.97 km 392 m w pionie). To szczyt zaraz przy plaży Haukland, z której się startuje.

Wszystkie trasy były bardzo strome, niektóre nawet i 40% na odcinku ponad 1km, ale za to krótkie, co przy bardzo deszczowej pogodzie pozwalało na znalezienie odpowiedniego okienka pogodowego. Wysiłek rekompensowały zapierające dech w piersiach widoki.


Leave a Reply