„Ja to bym nie mógł uczyć w szkole. Nie mam cierpliwości.” Słyszałam to niezliczoną ilość razy, podobnie jak: „ale wakacji to nauczycielom zazdroszczę!”
W te wakacje byłam w Wilnie. Jest XXI wiek, jeździmy po Wilnie Uberem. Tanio, sympatycznie. Wszyscy młodzi mówią po angielsku. A jednak pod Ostrą Bramą ciarki romantyczne mnie przeszły i jakaś nostalgia. W domu, w którym mieszkał przez pewien czas Mickiewicz, jest teraz muzeum. Kustosz pan Piotrowicz człowiek przekochany i ciepły tak interesująco mówił o kobietach Adasia!
Zobaczyliśmy też Uniwersytet Wileński. Wszędzie polskie akcenty.
Romantykę podbijały jeszcze śluby, których jednego dnia widziałam chyba z dziesięć.
Po Wilnie jeszcze parę dni spędziliśmy nad Bałtykiem na polu namiotowym. Ostatnio pod namiotem spałam w liceum, czyli już „parę” lat temu. Doświadczenie bardzo fajne i godne polecenia. Jako że byliśmy pod wpływem mickiewiczowskiego klimatu, postanowiliśmy poczytać „Pana Tadeusza”. Czytałam więc na głos, świecąc sobie czołówką. Atmosfera na polu namiotowym jest dosyć luźna i radosna. Ludzie puszczają disco polo, dzieci ganiają, psy szczekają. A nawiedzona polonistka czyta na głos epopeję. Trochę zgrzyt. Choć wielu twierdzi, że poezja Mickiewicza jest słaba i kapuściana, więc może zgrzyt nie aż taki wielki. W połowie pierwszej księgi usnął Paweł fan Terry’ego Pratchetta. I tak długo wytrzymał. Michał, który lubi „Zwiadowców”, bo ma dziesięć lat, usnął zaraz po nim. Wkrótce uspałam wszystkich, którzy znajdowali się w zasięgu głosu. Mnie tam „Pan Tadeusz” szczerze kręci, ale przecież nie każdego musi. Trochę godzin spędziliśmy w aucie, więc włączyliśmy audiobooka, żeby dzieci poznały ciąg dalszy. Michał się nawet wciągnął, w domu obejrzał jeszcze film Wajdy, więc uznałam, że misja została wykonana.
A po wakacjach co widzę? Nowa lista lektur w nowej strukturze i „Pan Tadeusz” jako obowiązkowa lektura dla ósmoklasistów! Powodzenia! Blade mam pojęcie, jak zachęcić do przeczytania tego dzieła uczniów. Ostatnio jeden piętnastolatek na kartkówce napisał: „Skawiński nie zapalił latarni, bo czytał pana tadełuża.” Nie, to nie był żart. Nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać. W tej sytuacji trzeba będzie odświeżyć sobie „Siłaczkę” Żeromskiego. To akurat lektura w siódmej klasie. Dziwię się trochę, że na liście nie ma „Naszej szkapy”, tak pięknie szczepi antysemityzm…
I czego tu zazdrościć? Tu się w bólu trzeba łączyć. Tak jest romantyczniej.