Jako osoba dość blisko związana ze szkolnictwem ze względu na wykonywany zawód, ale również z racji bycia matką dziecka w wieku szkolnym oraz dwóch studentów, z przekonaniem stawiam tezę, że współczesna szkoła jest instytucją generującą sporo stresu.
Osobiście unikam stresu jak tylko mogę i wychodzę z założenia, że jest on czynnikiem przede wszystkim destrukcyjnym i hamującym rozwój człowieka. Staram się również nie obciążać nadmiernie szkolnymi sprawami swoich uczniów i swoich dzieci. Pewnie nie zawsze mi się to udaje w pełni, ale jestem przekonana, że żaden z moich uczniów nie powiedziałby, że opieram moje metody nauczania na strachu.
A jednak obserwuję, że moi uczniowie a także moje własne dzieci i ja sama żyjemy w napięciu i stresie szkolnym. Ja jestem dorosła, nauczyłam się odpuszczać, szukać pozytywów w każdym, nawet bardzo trudnym dniu. Ale dzieci żal. Świat stawia im bardzo wysokie wymagania, którym trudno sprostać i w konsekwencji coraz więcej młodych ludzi, mówiąc kolokwialnie, nie wyrabia i popada w nerwice, depresje czy inne zaburzenia zdrowia psychicznego.
Początkowo chciałam wymienić i charakteryzować po kolei zaobserwowane przeze mnie powody takiego stanu rzeczy. Jednak uznałam, że przysłowiowe polowanie na czarownice nie przyniesie nic dobrego. Całe to dziadostwo nazwane „school sucks” bierze się przecież z braku wzajemnego zrozumienia, braku tolerancji, braku zaufania pomiędzy dorosłymi czyli nauczycielami i rodzicami. Dzieci wydają się być tylko pretekstem do wytoczenia dział i ostrej walki o wydumaną sprawiedliwość czy Bóg wie co?
W dobie internetu wszyscy znają się na wszystkim, a ponieważ mamy niespotykany dotąd kryzys autorytetów, nikt już nikomu nie ufa. A już na pewno nikt przy zdrowych zmysłach nie powinien ufać nauczycielowi, bo to co najmniej dziwak oderwany od rzeczywistości. Mało pracuje, to się nudzi i wymyśla, jak tu zatruć życie dzieciom i rodzicom;)
Osobiście nie miałam w ciągu prawie 20 lat pracy większych konfliktów z rodzicami. Wydaje mi się, że zwykle udawało mi się zbudować w miarę normalne relacje, atmosferę zaufania i współpracy. Wszystko to da się osiągnąć dzięki bezpośrednim kontaktom, rozmowom twarzą w twarz. Nie ma nic gorszego od przerzucania się wiadomościami na mobidzienniku czy gadania za plecami i nakręcania oczekiwań i pretensji. Dlatego zawsze zapraszam do szkoły. Z pozytywnym nastawieniem i z sercem na dłoni nawet w sytuacjach konfliktowych.
Bo kto chce zrobić dzieciom krzywdę? Nauczyciele, rodzice, system, a może inne dzieci? Czasem naprawdę warto powiesić swoje racje i dumę na kołku i pogadać jak człowiek z człowiekiem. Bez pretensji.
Święta prawda ;O
Szczera prawda. Brakuje takich głosów.