W tym roku ferie zimowe mamy jako pierwsi. Już jesteśmy na półmetku, a ja już nawet wróciłam z obozu narciarskiego. Nieźle to brzmi zapewne, lecz dla mnie jazda na nartach jest tym, czym dla dyslektyka napisanie eseju. No cóż.. każdy ma jakiś talent i jakieś schody do pokonania. Wszyscy w rodzinie, nie wyłączając najmłodszego dziesięcioletniego Michała, jeżdżą lepiej ode mnie. Ale staram się, jak mogę. W tym roku pokonałam lęk przed prędkością. Oczywiście tylko na niebieskich trasach, gdzie nie trzeba walczyć z terenem.
Czerwone ścianki zaliczałam z duszą na ramieniu, ale dałam radę i się nie zabiłam! Słabą formę zrekompensowała motywacja, chęć przetrwania i potrzeba zabawy w nowym i bardzo fajnym towarzystwie. Niestety instruktorzy zajęci byli dziećmi, ale starałam się wykorzystać wiedzę teoretyczną, którą zdobyłam wcześniej. W moim przypadku pokonanie strachu jest rzeczą kluczową na nartach, a ten proces może się odbyć tylko w mojej głowie i najlepszy nauczyciel mógłby polec przy takim oporniku jak ja.