Pamiętam egzamin wstępny z języka polskiego do szkoły średniej. To był 1990 rok. Kserokopiarki nie były w powszechnym użyciu, dlatego nie rozwiązywaliśmy testów. Trzeba było napisać wypracowanie na zadany temat. Nie pamiętam tego tematu, wiem tylko, że pisałam opowiadanie. Fantastyczne opowiadanie, gdzie bohaterka zasnęła w fotelu i przeniosła się do krainy, w której panowały zupełnie inne zasady niż w świecie realnym. Szczegóły tego miejsca uleciały już z mojej pamięci, pozostała tylko ogólna koncepcja.
Od lat niezmiennie podobają mi się wizje równoległych światów. Tego realnego i fantastycznego, do którego dostęp mają tylko ludzie obdarzeni wyobraźnią i odwagą. Co ciekawe bardzo często są to bohaterowie dziecięcy, tak jakby głównie oni byli w stanie uwierzyć w magię. Przychodzi mi na myśl Alicja, Harry Potter, rodzeństwo Pevensie. Naiwna wiara, niewinność oraz ciekawość prowadzi ich wprost do portalu pomiędzy światem realnym i fantastycznym. Taki portal przybiera formę króliczej nory, snu, lustra, ściany na peronie 9 i 3/4 czy starej szafy. A po drugiej stronie dzieją się rzeczy niestworzone, nie obowiązują znane prawa fizyki, czas płynie w innym tempie, przedmioty zmieniają swoje przeznaczenie, a ludzie i inne istoty dysponują nadprzyrodzonymi zdolnościami. Jeśli pozna się obowiązujące tam zasady, rzeczywistość fantastyczna jest o wiele bardziej bezpieczna, bo przewidywalna. Odwieczna walka dobra ze złem zawsze kończy się tak samo. Zło zostaje pokonane, choćby nie wiadomo do jakich podstępów posunął się czarny charakter i choćby nie wiadomo jaką miał władzę, ostatecznie przegra. Natomiast odwaga, prawość, pokora i poświęcenie pozytywnego bohatera prowadzą go do pewnego zwycięstwa. Czy można by to samo powiedzieć o rzeczywistości? To zapewne kwestia indywidualna i mająca związek z wiarą lub postawą życiową. Realiści będą się pewnie skłaniać do opcji pesymistycznej.
Na koncepcji światów równoległych oparty jest także genialny według mnie „Matrix” braci Wachowskich, z tym że tutaj bohater przenosi się z przestrzeni wirtualnej, którą dotąd uznawał za realne życie, do prawdziwego świata, gdzie toczy się twarda wojna z maszynami. Tutaj przejście jest związane z wyborem niebieskiej lub czerwonej pigułki. Wymaga odwagi, ale nawet nie ociera się o przypadek jak u Łucji bawiącej się w chowanego czy Alicji, która wpadając w króliczą norę, znalazła się w Krainie Czarów. Zresztą motyw białego królika pojawia się w „Matrixie”, co uświadamia konieczność znajomości kanonu literatury dla pogłębionego odbioru współczesnych dzieł literackich, filmowych czy innych.
Trochę inaczej jest w powieściach Tolkiena, Sapkowskiego czy w „Świecie Dysku” Pratchetta. Tam czytelnik od razu zostaje zanurzony w przestrzeni magicznej, a ludzcy bohaterowie w sposób mniej lub bardziej świadomy funkcjonują na zasadach panujących w fantastycznym rozbudowanym świecie, którego nie można opuścić, korzystając z czarodziejskiego portalu.
Popularność fantastyki jest niepodważalna i mierzalna chociażby ilością sprzedanych książek. Dlaczego tak wielu ludzi lubi ten typ literatury? Myślę, że sama koncepcja przechodzenia do innego świata i wymiaru jest niezwykle pociągająca. Jak każda tajemnica. Może to sposób na oswojenie śmierci? A może to sposób na oswojenie życia? W tym drugim przypadku na pewno można zyskać poczucie, że stałe wartości obowiązują i warto o nie walczyć.
Swoją drogą ciekawi mnie, co teraz słychać u bohaterki z mojego egzaminacyjnego opowiadania… Chciałabym ją odwiedzić jak Łucja pana Tumnusa, u którego na półce stała niezwykle ciekawa pozycja pod tytułem „Czy człowiek jest mitem?”