Jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie można robić na języku polskim, jest analiza zdań wielokrotnie złożonych, a szczególnie tych z imiesłowowym równoważnikiem zdania. Jest to oczywiście przyjemność bardzo wyrafinowana i nie przez wszystkich doceniana, ale będąca ważnym krokiem na drodze do poprawnego pisania własnych tekstów. Szukając materiałów ćwiczeniowych, natrafiłam na piękne, tasiemcowe zdania z Żeromskiego jak to na przykład: „Ponieważ zaś przed chwilą wyraźnie słyszał, że może być oficerem, a jednocześnie patrzał w oczy matki zamglone niewymowną miłością i łzami, opuściła go tedy naprężona uwaga, z jaką wsłuchiwał się w mowę nauczycielki, i począł z całą swobodą myśleć o błyszczących szlifach i dzwoniących ostrogach.” W tym przykładzie mamy 45 wyrazów i 6 zdań składowych połączonych wzajemnymi relacjami. Piękne! Można rozplątać coś, co zostało w logiczny sposób zaplątane.
Natrafiłam również na najdłuższe zdanie w literaturze polskiej autorstwa dwóch Skamandrytów Juliana Tuwima i Antoniego Słonimskiego. Zostało ono opublikowane w 1921 roku w „Kurierze Polskim”. Zawiera 335 wyrazów tworzących 36 wypowiedzeń składowych:
„Jeżeli zastanowimy się głębiej (bo płytki sąd w danym wypadku mógłby źle świadczyć o intencjach, bądź co bądź zasadniczych i wpływających znacznie na opinię zainteresowanych, którzy bez wątpienia odezwą się na wołanie i przysporzą nam materiału, tak niezbędnego w warunkach wymagających skupienia, a rozproszonych w zagadnieniach obecnych i dawnych, o których, jak słusznie ktoś zauważył, ktoś zresztą stojący poza ruchem, nie można mówić bez wyraźnego poglądu, w warunkach, powtarzam, jakie stworzył stosunek bliższy do sprawy już przesądzonej, a jeszcze nie uświadomionej, choć tylekroć wbijanej w głowę naszym czynnikom decydującym, a w każdym razie nadającym kierunek prądom, nurtującym umysły, w warunkach, powtarzam po raz drugi, stworzonych przez związek, celowy wprawdzie, lecz jakże mimo to daleki od celu, przyświecającego poczynaniom, mogącym stanowić o rezultacie zgodnie z tradycją ojców naszych i dziadów, a dla przeciwdziałania niekulturalnym przejawom życia duchowego, dziś, gdy panoszy się dookoła tandeta moralna i umysłowa, będąca istną plagą nowoczesnych społeczeństw, ale już jarzą się świeczniki nowego kandelabru uniesionego ręką drżącą nieco ze wzruszenia pierwotnych momentów związanej nagłości uśmiechów przerażonej koncepcji, która wykręca się przed każdym silnym i męskim ujęciem samego rdzenia korpusu głównego i głównej cechy rzucającej się w oczy już przy pierwszym uroczym, uroczym spotkaniu, owianym, jak zwykle, wonią czarodziejskich uśmiechów (niestety zaznaczyć to musimy, wbrew wszelkim panoszącym się u nas erotomaniom i namiętnemu penetrowaniu po kościach już dawno przodków naszych wrogów i przyjaciół), przy dzikiej po prostu chęci narzucenia przemijającego swego zdania trwałym i niezmiennym, jak posąg wyżej już wymienionej swobody, pogląd mas, a nie pojedynczych ludzi, którzy z natury nazwy swej łudzą się co do dobrej woli sfer miarodajnych, węszących w tej aferze jeszcze jeden pretekst do rozpuszczenia sfery płatnych ajentów, utrzymywanych na żołdzie niedostatecznie wysokim, aby zapewnić głębokie oddanie się miłości osobistej w oczach ludzkich, co tak pięknie określił Szmund w swoim dziele trzydziestotomowym, opartym na jego prywatnym stosunku i obserwacji, nabytej przy załatwianiu spraw pobocznych wyżej wspomnianych ajentów, którzy dziś helas! Tak gorzko odpłacają się za macierzyński stosunek nie mający w sobie przecież nic z trudów i zawodów stosunków seksualnych.”
To taka ciekawostka, żeby było wesoło. Odnalezienie zdania głównego jest tu chyba niemożliwe, ale jeśli ktoś tego dokona, dostanie ode mnie piękną, lśniącą szóstkę z wagą trzy ze składni. A jeśli uda się komuś ustalić, o czym to zdanie traktuje, stawiam najwyższą ocenę z czytania ze zrozumieniem.
A teraz trochę bardziej serio. Zdarzyło się, że poprawiałam wypracowania uczniów o podobnych do wspomnianych poetów ambicjach. Podczas próby analizy składniowej takiego wytworu można popełnić samobójstwo. Tak samo jest z resztą w przypadku próby odnalezienia sensu. Ponieważ nieszczęśliwy egzaminator nie jest przychylny sprawcy jego nieszczęścia, polecam redagowanie zdecydowanie krótszych zdań w uczniowskiej praktyce pisarskiej.
W odnalezieniu głównego zdania z pewnością przeszkodzi tutaj fakt, iż w przepisanym tekście w pewnym miejscu otwierany jest nawias, któremu brakuje zamknięcia, co jak przypuszczam stanowi błąd autorki. Podobne niestety problemy pojawiają się w dokumentach urzędowych. Urzędnicy przywykli nazywać wszystko w bezosobowy, bezczasowy sposób, kompilując pewne utarte zwroty i definicje, przez co wychodzi im długi tasiemiec bez ładu i składu.
Dłuższe jest pierwsze zdanie powieści Andrzejewskiego „Bramy Raju”.
🙂