To będzie osobisty wpis i dość brawurowy, bo się w nim co nieco obnażę. Pewnie narażam się na ocenę, a może nawet na śmiech i niezrozumienie. Ale co mi tam!
Otóż mało kto wie, że czasem jestem niby Hermenegilda Kociubińska -młoda poetka drukowana w odrodzeniu – i piszę wiersze.
Ostatnio, wzorem profesora Keatinga ze „Stowarzyszenia Umarłych Poetów” zadałam chętnym ósmoklasistom napisanie wiersza. I żeby tak nie było, że zachęcam, namawiam, a sama nie podejmuję się, napisałam również wiersz, który odczytałam w klasie, ale i tu go przedstawię, żeby dać mu dłuższe życie;)
Wiersz nie ma tytułu, lecz jest poetycką próbą odpowiedzi na pytanie jakże często zadawane przez uczniów: „Do czego mi się to przyda w życiu?” Więc może to pytanie stanie się tytułem:
Do czego mi się to przyda w życiu?
Uczysz się geografii?
To dobrze.
Trzeba wiedzieć,
których granic bronić,
a których nie przekraczać.
Uczysz się fizyki?
To dobrze.
Skąd miałbyś wiedzieć,
z jaką prędkością ludzie oddalają się od siebie.
Uczysz się biologii?
To dobrze.
Wiedza o funkcjach łokci przydatna jest w tłumie.
Uczysz się chemii?
To dobrze.
Mieszać zasady z kwasami też trzeba umieć,
by przetrwać.
Czytasz poezję.
I po co?
By odkryć chaos w porządku
i wciąż zadawać pytania?
Interpretację pozostawiam Wam drodzy czytelnicy. Podpowiem, że koncepcja budowy tego wiersza opiera się na pytaniach i odpowiedziach, przy czym ostatnia zwrotka stoi pod tym względem w opozycji do wcześniejszych.
Podzielę się jeszcze innym doświadczeniem i kawałkiem mojej radosnej twórczości:) Niedawno pierwszy raz w życiu byłam na koncercie mis tybetańskich. To także zaowocowało wierszem:
Na koncercie mis tybetańskich
Blisko podłogi
Ciało pełne lęku
Puszcza korzenie
Bezpiecznie nieruchome
Leży
Tłuste garby ziemi
Karmią
Gęstnieje krew
Gęstnieje na jawie sen
Jestem córką ziemi
Mam prawo tu być
Rytm rytm
Bicie serca
oddech matki
Przez zwinięte w kłębek ciało
Płynie z szumem życie
Rzęsistość świata
Świeżość wody z nieba
Poranek dzwonków
Mój syn, który akurat miał dużo czasu i chęci, żeby to przeczytać, stwierdził, że nie wie, o co w tym chodzi. A gdy spytałam, kim jest podmiot liryczny, odpowiedział: Trup?
Intuicyjnie, dobrze. Tak właśnie. Trup, który leży już tak długo, że zaczyna puszczać korzenie. Godzi się ze swoim stanem, zespala się z ziemią, a ona daje mu siebie jak matka. Karmi, przywraca, ożywia. Powraca pewność i siła. Życie raz wprawione w ruch, choć ustało, teraz powraca. Rozpoczyna się nowy cykl. Córka przychodzi na świat. Światło, woda, muzyka dzwonków. Po czasie doszłam do wniosku, że utwór zakończyłam dzwonkami chyba pod wpływem Mickiewicza i „Pana Tadeusza”:
Hrabia, kiwnąwszy głową, rzekł poważnym tonem:
«Tak to na świecie wszystko los zwykł kończyć dzwonem!…
Kurtyna.
Czad!
Dzięki za wywołanie tu pani Ireny Kwiatkowskiej!
„…jak zasypiam to jakieś prądy literackie przechodzą przeze mnie” – Hermenegilda Kociubińska