W tym tygodniu zabrałam naszą młodzież do teatru Banialuka na spektakl „Król Maciuś Pierwszy” zrealizowany na podstawie książki Janusza Korczaka. Zawsze zabieram grupę chętnych uczniów, wychodzę z założenia, że nic na siłę a tym bardziej sztuka. Tym razem uzbierała się prawie setka gimnazjalistów, co mnie bardzo cieszy.
Przedstawienie skierowane przede wszystkim do starszych dzieci i młodzieży zrealizowano jak zwykle w Banialuce pomysłowo i perfekcyjnie. Opowiada ono o wyzwaniach i trudnościach związanych z władzą, a także o samotności pośród ludzi, o lęku i poszukiwaniu własnej wartości w zawiłościach świata ludzi dorosłych.
Na widowni siedziały dzieci ze szkoły podstawowej, młodzież z gimnazjum i szkoły średniej. Niezależnie od wieku wszystkim bardzo się spektakl podobał. Główna część zagrana była prawie zupełnie bez słów. Jedynie głos dziecka – króla Maciusia puszczany przez głośnik wyrażał jego myśli, odkrywał to, co bohater czuł w danym momencie. Kiedy się bał, kiedy zostawał sam. Wielkie pudła przypominające klocki były głównym, ruchomym elementem scenografii, do tego ogromne maski ludożerców, wydłużone i przypominające kosmitów postacie ministrów czy ogromna dłoń, w której schronił się mały król. Nad sceną wisiała gigantyczna i ciężka korona, symbol władzy królewskiej. Muzyka i projekcje w tle dodawały przedstawieniu niezwykłej energii i dynamiki. Aktorzy popisywali się gibkością ciał, wyrazistą i sugestywną mimiką. Pod koniec spektaklu weszli w interakcję z publicznością i tu najwdzięczniejsi okazali się najmłodsi, którzy żywo reagowali na słowa Maciusia, z wielkim zaangażowaniem „rzucali” kolorową farbą, by pomalować szary świat i uczynić go weselszym.
To była fantastyczna odmiana szkolnej codzienności. Zawsze się cieszę na możliwość wyjścia z ławek i naukę także poza murami szkoły.
Tym razem nauczycielem był Janusz Korczak autor między innymi „Króla Maciusia Pierwszego” czyli jeden z najlepszych pedagogów, przyjaciel dzieci, który wraz ze swoimi podopiecznymi zginął w Treblince w 1942 roku. Choć miał możliwość ucieczki, pozostał z dziećmi do samego końca i stał się jak one ofiarą holokaustu. Nie wyobrażam sobie większego oddania.
Na koniec 10 zasad opracowanych właśnie przez tego wspaniałego człowieka, którymi na pewno warto się kierować, będąc rodzicem i nauczycielem:
- Nie oczekuj, że twoje dziecko będzie takim, jakim ty chcesz żeby było. Pomóż mu stać się sobą, a nie tobą.
- Nie żądaj od dziecka zapłaty za wszystko, co dla niego zrobiłeś. Dałeś mu życie, jak on miałby ci się odwdzięczyć? Ono da kiedyś nowe życie, a jego dziecko następne.
- Nie mścij się na dziecku za swoje krzywdy, żebyś na starość nie jadł suchego chleba. Jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz.
- Nie patrz na jego problemy z wysoka. Życie daje każdemu według jego sił i możesz być pewien, że dla niego jest ono tak samo ciężkie jak dla ciebie, a może nawet i cięższe, gdyż nie ma jeszcze doświadczenia.
- Nie poniżaj!
- Nie zapominaj, że najważniejsze spotkania człowieka to spotkania z dziećmi. Zwracaj na nie więcej uwagi — nigdy nie wiemy, kogo spotykamy w dziecku.
- Nie zamęczaj się, jeśli nie możesz czegoś zrobić dla swojego dziecka. Po prostu zapamiętaj: dla dziecka zrobiono za mało, jeśli nie zrobiono wszystkiego, co było możliwe.
- Dziecko to nie tyran, który zawładnie całym twoim życiem. To nie tylko ciało i krew. To drogocenna czara, którą życie dało ci do ochrony i rozpalenia w niej twórczego ognia. To uwłaszczona miłość matki i ojca, u których będzie rosnąć nie „nasze”, „własne” dziecko, ale dusza przekazana na przechowanie.
- Naucz się kochać cudze dziecko. Nigdy nie wyrządzaj mu tego, czego nie chcesz, by robiono twojemu.
- Kochaj swoje dziecko takim, jakim jest — nieutalentowane, nieudane, dorosłe. Będąc z nim ciesz się! Chwile z dzieckiem to święto, które jeszcze u ciebie trwa.