Dobry zwyczaj nie pożyczaj – o zapożyczeniach językowych

Wbrew temu, co mówi przysłowie, jeśli chodzi o język, pożyczamy dosyć dużo i najczęściej nie oddajemy. Miłośnicy języka polskiego od dawna biją na alarm i apelują o niezaśmiecanie języka ojczystego. Krytykowano zapożyczenia, zakazywano ich stosowania, urządzano konkursy na najlepszy rodzimy odpowiednik zagranicznej nazwy. Niektóre takie wyrazy jak na przykład przebój zamiast niemieckiego szlagier przyjęły się, a niektóre jak stołowy zamiast kelner kompletnie się nie sprawdziły.

języki

Język jest żywy i ściśle związany z potrzebami, a także cechami swoich użytkowników. Ulegamy wpływom z różnych powodów. Często jest to moda, czasem zaniedbanie lub wygoda. Dosyć charakterystyczne jest pożyczanie z konkretnych języków w różnych epokach.

W średniowieczu była to łacina. Po przyjęciu chrztu w 966 roku konieczne było uzupełnienie słownictwa związanego z kościołem np. biskup, pacierz, anioł, proboszcz, później także ze szkolnictwem np. atrament, prawem np. akt, apelacja, dokument, nauką np. termin, kwadrat, traktat, biologią, medycyną. Często były to zapożyczenia pośrednie z języka czeskiego, który czerpał z łaciny np. kościół z czeskiego kostel, który pochodzi od łacińskiego castel.

Pisano wtedy wyłącznie po łacinie, której wpływ był ogromny, ponieważ był to język uniwersalny w całej średniowiecznej Europie. Stan ten utrzymywał się jeszcze bardzo długo.

Budziło to niepokój i niezgodę. Renesansowy twórca Mikołaj Rej, który jako pierwszy pisał wyłącznie po polsku, krytykował nadużywanie łaciny. Dźwięk tego języka kojarzył mu się z gęsim gęganiem. Polacy mają swój język i nim powinni się posługiwać, a nie językiem gęsim czyli łaciną:

A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają.

Kiedy w XIII wieku w Polsce zakładane były miasta na prawie niemieckim nie można było uniknąć germanizmów, czyli zapożyczeń z języka niemieckiego jak np. blacha, dach, cegła, rynek, burmistrz, gmina, szyld.

W renesansie chętnie pożyczaliśmy z włoskiego np. fraszka, fontanna, brokuł, szparagi.

W XVIII wieku wraz z modą na francuszczyznę język polski został zalany przez galicyzmy np. perfumy, apaszka, beret, garsonka, kostium, krawat, szal, beszamel, beza, bulion, konfitura, korniszon, atelier, parkiet, salon, komoda, sofa, szezlong, wersalka, lustro, żyrandol.

Warto zapamiętać, że wyrazy zapożyczone z języka francuskiego kończące się na -aż piszemy zawsze przez „ż” np. wernisaż,  makijaż, reportaż, witraż.

Do tej mody odniósł się krytycznie np. Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”:

Ach, ja pamiętam czasy, kiedy do Ojczyzny

Pierwszy raz zawitała moda francuszczyzny!

Gdy raptem paniczyki młode z cudzych krajów

Wtargnęli do nas hordą gorszą od Nogajów,

Prześladując w Ojczyźnie Boga, przodków wiarę,

Prawa i obyczaje, nawet suknie stare.

Żałośnie było widzieć wyżółkłych młokosów,

Gadających przez nosy, a często bez nosów,

Opatrzonych w broszurki i w różne gazety,

Głoszących nowe wiary, prawa, toalety.

Miała nad umysłami wielką moc ta tłuszcza;

Bo Pan Bóg, kiedy karę na naród przepuszcza,

Odbiera naprzód rozum od obywateli.

I tak mędrsi fircykom oprzeć się nie śmieli,

I zląkł ich się jak dżumy jakiej cały naród,

Bo już sam wewnątrz siebie czuł choroby zaród;

Krzyczano na modnisiów, a brano z nich wzory;

Zmieniano wiarę, mowę, prawa i ubiory.

Była to maszkarada, zapustna swawola,

Po której miał przyjść wkrótce wielki post niewola!

francuska peruka

W czasach zaborów ogromny wpływ na język polski miała germanizacja i rusyfikacja. Praca zaborców nad pozbawieniem Polaków języka ojczystego okazała się na szczęście syzyfowa, ale wiele germanizmów i rusycyzmów do dzisiaj funkcjonuje w języku polskim, zwłaszcza że czas wojny i powojenny okres sprzyjał wpływowi tych języków.

Oczywiście Polacy świadomie wystrzegali się bezpośrednich zapożyczeń z języka zaborców, jednak nie udało się uniknąć językowych kalk czyli wyrazów lub wyrażeń złożonych ze składników rodzimych, ale na wzór wyrazu czy wyrażenia obcego np. czasopismo (Zeitschrift: zeit – czas, schrift – pismo), dworzec kolejowy (Bahnhof: bahn – kolej, hof – dworzec), listonosz (Briefträger: brief – list, träger – roznosiciel ).

W przypadku zapożyczeń z języka rosyjskiego nie są to kalki, co wynika zapewne z faktu, że język polski i rosyjski pochodzą ze wspólnego słowiańskiego pnia, więc przyswojenie rusycyzmów do naszego języka było bardziej naturalne. Są to często wyrazy związane z uciskiem np. kibitka, sołdat, zsyłka, gułag, łagier, ale także antrakt, czajnik, czort, chałtura. Z języka rosyjskiego pochodzą też popularne wyrażenia takie jak toczka w toczkę (kropka w kropkę), na abarot (na odwrót), wsjo rawno (wszystko jedno), w trymiga (szybko).

Obecnie mamy do czynienia z modą na anglicyzmy i amerykanizmy.

Oczywiście zapożyczeń nie unikniemy i nie są one wcale takie złe, o ile wypełniają luki w słownictwie. Natomiast zastępowanie obcymi wyrazami naszych jest modą, której nadużywanie jest niepoprawne a często nawet śmieszne. Po co zastępować obiad lunchem a drugie śniadanie brunchem? Dlaczego lukamy zamiast patrzeć? Mam wrażenie, że szczególnie biznes (to też zapożyczenie) upodobał sobie anglicyzmy. Kierownika  wypiera menadżer, treść czy zawartość to teraz kontent, a użytkownik stał się juzerem.  To nowe zjawisko to korpomowa, dość śliski językowo grunt, gdzie często pozór profesjonalizmu miesza się z prawdziwą śmiesznością. W modzie mamy dizajn, podziwiamy stylizacje celebrytów i marzymy o fejmie, a już na pewno nie chcemy wypaść z majnstrimu. Na początku zdania używamy słowa generalnie (ang. generally), aprobatę wyrażamy, mówiąc: dokładnie (ang. exactly), a zdziwienie bądź niedowierzanie konstrukcją: Oh God!

Nadmierne korzystanie z zapożyczeń angielskich jest powszechnym zjawiskiem nie tylko wśród ludzi młodych. Trudno się oprzeć tej napierającej fali, ale może warto czasem o tym pomyśleć i trochę oczyścić swoje prywatne językowe podwórko ze zbędnych zapożyczeń, i pielęgnować ojczysty język bez narażania się na miano bufona (z francuskiego bouffon – błazen, ktoś zarozumiały i pyszny) czy ignoranta (w wielu językach oznacza człowieka niemającego podstawowej wiedzy w jakiejś dziedzinie).

Jedna myśl w temacie “Dobry zwyczaj nie pożyczaj – o zapożyczeniach językowych”

Leave a Reply